Angelika Borysiak
Dla wielu gości jakość serwowanych potraw jest decydującym czynnikiem wyboru restauracji, co nie znaczy, że nie będą zwracać uwagi na inne aspekty. Możliwość wyboru jedzenia i respektowanie tej decyzji odróżnia nas od zwierząt. Nie jemy tylko po to, by zaspokoić głód. Chcemy zaspokoić zmysły.
Smród starej frytury, spalenizny albo innych, przedostających się z kuchni zapachów, chemiczne odświeżacze, szef kuchni śmierdzący papierosami, plotkujące, wydające się nie zauważać nikogo kelnerki… to znak do ucieczki. Całkowity brak zapachów też. Dobra restauracja pachnie jedzeniem. Świeżymi produktami, ziołami, czystymi obrusami. Pobudza apetyt i zaprasza, żeby zatrzymać się na dłużej. Wabi już z ulicy obiecując kulinarną ekstazę. Odpowiedni projekt wentylacji to podstawa, tak jak dobry, profesjonalny okap. Nie oszczędzajcie na tym.
Kolejnym ważnym czynnikiem decydującym o wartości lokalu jest stosunek jakości do ceny. Stawki muszą być realne. To nie znaczy wysokie, bo jemy potrawę, a nie cenę. Istnieje wiele miejsc, gdzie można zjeść smacznie i tanio, ale istnieje również dużo takich, gdzie za bylejakość zapłacimy zbyt wiele. Do takich miejsc się nie wraca. Fakt, że właściciel lokalu importuje świeże ryby, albo podaje je prosto z kutra warunkuje wyższą cenę. Ale jeśli za tyle samo sprzedaje mrożoną, dodatkowo okłamując gościa… Nie raz zdarzyło mi się dostać taką „świeżą” rybkę prosto z morza z kawałkiem lodu w środku. Smacznego. Jak zamawiam makaron z krewetkami to chcę dostać więcej niż 3 sztuki. A jak schabowego, to nie stertę ziemniaków i surówki. Zanim podasz danie zastanów się, ile sam byłbyś w stanie za nie zapłacić? I próbuj! Nie smakuje? Nie podawaj tego gościom i zmień szefa kuchni. Albo dostawcę. Albo jedno i drugie.
Uwielbiam podróże. Przy każdej wyprawie bacznie obserwuję lokalne zwyczaje, również (a może szczególnie) te kulinarne. Na południu Europy normą stała się możliwość „obejrzenia” potrawy przed konsumpcją. Możemy spojrzeć w oczy languście, obejrzeć krewetki. I wybrać te, które mają dla nas usmażyć. Tak samo z otwartą kuchnią. Uwielbiam patrzeć jak kucharze przyrządzają moje danie w restauracji. Otwarta kuchnia to nie tylko chwilowa moda. To możliwość pochwalenia się umiejętnościami szefów kuchni, produktami i czystością. Bo otwarta kuchnia wymaga bezwzględnej czystości. Goście z pewnością zwrócą uwagę na ubrania, porządek na blatach i podłodze, tłuszcz (a najlepiej jego brak) na okapach. Jeśli na otwartej kuchni widzę brud, nie chcę myśleć co dzieje się w miejscach, gdzie wzrok nie sięga.
Skoro o czystości mowa – czy Twój lokal to tylko sala i kuchnia? Na litość boską, a co z toaletą?! Ciasne pomieszczenie, w kranie brak ciepłej wody, a suszarka do rąk działa tak, że gość czuje się jakby żebrał o powietrze…
Dobra restauracja obroni się sama, ale nie ma lepszej reklamy niż rekomendacje. Nie tylko ustne, przekazywane przez znajomych, ale również te na portalach internetowych i w mediach społecznościowych. Ocenie zostanie poddane wszystko – wygląd, menu, personel, nagrody itp. Oczywiście – o gustach się nie dyskutuje, a z z tymi kulinarnymi jest jak z filmowymi tzn. ile ludzi, tyle opinii. Ale ludzie je czytają.
Klienci wchodząc do restauracji bacznie obserwują innych gości. Czy porcja na talerzu jest wystarczająca, czy jedzenie wygląda apetycznie. Jemy również oczami więc wygląd dania dużo mówi o kuchni. Personel też. Zadbaj, żeby pracownicy byli mili i uśmiechnięci. Niezadowolony pracownik = niezadowolony gość. Dobry personel = wysoka jakość jedzenia. Tylko bez przesady, zbytnia uprzejmość budzi podejrzenia.
Masz dobrego szefa kuchni? Chwal się tym! Nawet jeśli nie jest gwiazdą Top Chefa albo innej, śniadaniowej telewizji. Czasy bezimiennych szefów kuchni dawno minęły. Goście chcą wiedzieć kto stoi za ich potrawą. A fakt, że szefowie kuchni to najczęściej fascynujące osobowości, tylko Ci pomoże.
Na koniec najważniejsze – menu. Serwuj najlepsze schabowe albo makaron, dla którego warto będzie przyjechać z drugiego końca miasta. Burgery, na których wspomnienie ślinianki zaczynają mocniej pracować. Tylko proszę Cię, nie oferuj wszystkiego. Zrazów, włoskiej pizzy i placków węgierskich w jednej karcie. Do tego w takim okropnym pseudo-skórzanym menu z folią w środku. Nie serwuj malin w zimie. Używaj sezonowych składników, wypiekaj własny chleb. Znajdź swój mocny punkt i uczyń go asem lokalu. Znajdź najlepsze składniki, dopracuj receptury. Nie śpiesz się.
I jeszcze jedno – zastawa stołowa. Zniszczone talerze i wyginające się łyżki? Kto chciałby tak jeść? Brzydka porcelana zepsuje nawet najlepsze danie i odwrotnie – dobrze dobrana pozwoli pięknie wyeksponować potrawę. Wielu gastronomów wydaje cały budżet na sprzęty kuchenne, a potem kupuje najtańszą zastawę. Do tego w brzydkim kolorze. Czy wiesz, że prawdziwa porcelana ma kolor ecru? Tylko taka pięknie prezentuje się na białym obrusie, każda inna wygląda na szarą. Niechęć do wydatków na zastawę stołową często warunkowana jest ubytkami. Owszem, one będą. Tylko gdy talerz się rozbije, wiadomo, wyrzucamy. A co jeśli ubije się rant? Gościowi się nie poda, wyrzucić szkoda… Obecnie rynek oferuje mnogość modeli w różnym zakresie cenowym, ze średniej półki – nawet z dożywotnią gwarancją na obtłuczenia. Warto to przekalkulować. Ta sama zasada dotyczy sztućców. Te ze stali 18/0 są tańsze, ale po kilku użyciach w zmywarce zaczną śniedzieć. Jak widać różnice to warto dopłacać.